Kwarantanna, ograniczenia, zamknięte granice, brak możliwości podróżowania….To bardzo konieczne choć bardzo smutne. Kawał świata boryka się obecnie z tym samym problemem. Turystyka całkowicie poległa i nie wiadomo jak się z tego podniesie. Mamy nadzieję, że w końcu wszystko wróci do normy i znów będziemy mogli cieszyć się z podróży, poznawać i doświadczać i znów spotkamy się z naszymi kubańskimi przyjaciółmi z teamu Flamingo.
Ale za nim to nastąpi mamy czas na przemyślenia, refleksje i takie też się pojawiają.

Właśnie dziś wspominam dzień, kiedy Eduardo (nasz opiekun w Hawanie) zabrał mnie na spacer po uliczkach Hawany, ale nie tych, po których najczęściej spacerują turyści z przewodnikami 😉 Mam namyśli to nie komercyjne, biedniejsze dzielnice, których widok nie napawa naszych oczu i duszy entuzjazmem. Przechodziłam i patrzyłam na mężczyzn siedzących przed kamienicami na stołkach, grających w gry typu skrable, na dzieci biegające po uliczkach boso lub w rozlatujących się klapkach, całe umorusane, na kobiety siedzące przed drzwiami lub stojące w oknie i rozmawiające z sąsiadką. Zaglądałam przez otwarte okna do domostw, w których nie uraczysz luksusu. Łzy cisnęły mi się do oczu, z trudem jej powstrzymywałam bo nie chciałam żeby Eduardo źle się poczuł, ale pomyślałam wtedy: O matko, jak im musi być ciężko, jacy nie oni są nieszczęśliwi, w jakich warunkach żyją ….To nie był spacer zaliczanych do miłych, łatwych i przyjemnych. Emocji we mnie było tak wiele, że trudno było nad nimi było zapanować co oczywiście zauważył Edi, on zawsze wszystko zauważy, jest niesamowitym obserwatorem i doskonale wysnuwa wnioski. Spojrzał na mnie i nie pytał co się stało, dlaczego jesteś smutna i takie tam… Od razu przeszedł do sedna. Zadał mi pytanie: Czy widzisz wśród tych ludzi kogoś smutnego? Przyznam, że stanęłam i zabrakło mi słów.

Rozejrzałam się powoli wkoło i wśród tych wszystkich ludzi na wąskiej długiej uliczce nie było nikogo kto byłby pogrążony w smutku czy rozpaczy. Panowie grali, popijając rum i piwo, żartując i śmiejąc się głośno, pokrzykując przy tym, panie chichotały, plotkowały w najlepsze a wsłuchując się w ten cudownie melodyjny hiszpański język jakby chwilami śpiewały, a dzieci szczęśliwe latały po ulicach kopiąc pseudo piłkę i bawiąc się w najlepsze. Wiem, wiem im nie jest łatwo, życie na Kubie nie należy do wymarzonych, borykają się z wieloma problemami ale mimo to oni wszyscy byli zadowoleni. Do czego zmierzam?

Otóż do tego, że kubańczycy nie mają zbyt wiele, nie wolno im zbyt wiele, a mimo to są uśmiechnięci, radośni, rodzinni, empatyczni, pomocni i nie są roszczeniowi jak my Europejczycy.
Oni teraz także siedzą w domach na rządowych kwarantannach, nie marudzą, wykorzystują ten czas w pełni na rodzinę, cieszą się, że mogą być razem, poświęcić czas dzieciom mimo, że ich gospodarka może się z tego tak łatwo nie podnieść jeśli potrwa to zbyt długo. Boją się i martwią co będzie z nimi dalej, jak długo to potrwa a mimo to członkowie naszego Flamingo Team na Kubie piszą i dzwonią do nas zatroskani czy u nas wszystko ok, przerażeni naszymi statystykami, w obawie o nasze zdrowie.
Wiem, że nie tylko kubańczycy są tak empatyczni, otwarci , radośni pomimo trudnej sytuacji gospodarczo – politycznej i bardzo dobrze, że jest takich ludzi więcej bo właśnie tego nam trzeba.
Więcej Nas dobrych, nie roszczeniowych, pozytywnych, empatycznych, solidarnych i zdyscyplinowanych. Ja piszę o Kubie i kubańczykach bo tam są moi przyjaciele i tam chciałabym się znaleźć jak już będzie można bezpiecznie i odpowiedzialnie podróżować.
Ot tak chwila wspomnień i refleksji.

A Wy ? Gdzie Wasze serca się rwą ?

Pozdrawiam Ada z Flamingo